niedziela, 2 grudnia 2012

ostrość na nieskończoność




mój kochany imprezowicz, który zapomniał biletu, w scenerii matmy


w piątek coma była, pozytywnie bardzo bardzo i dzień też pozytywny. koncert może nie idealny, ale cieszę się, że poszłam. poza tym nie mam na nic czasu, nawet na czytanie książki, naprawdę. nie mam sił na naukę, nie mam prawie na nic, tym bardziej na ćwiczenia. ale wyczaiłam co zrobić z bateriami do aparatu, może coś ciekawego z tego wyniknie. no i oczywiście jest grudzień, kończymy lekcje wraz z zachodem słońca. póki co mam się dobrze, jedyne co mnie ciutke martwi to sylwester i najbliższe zebranie, ale who cares? jasne jasne cfaniaczku. poza tym jest prawie dobrze. bo nigdy nie będzie dobrze. bo zawsze coś z tyłu głowy mi mówi, że coś złego czai się za rogiem, że zapomniałam o jakimś przykrym szczególe. nie wiem za dużo myśli zaprząta moją głowę, aż huczą. i nie piszę tak jak zwykle. tak mnie ciut zmartwiło to

btw. bardzo mocno polecam "Atlas chmur", 3 godziny siedzenia na dupie, ale warto ryyyyli!

oraz że idą święta i inne pierdoły zapraszam, ja biedak, któremu wiecznie się hajs nie zgadza, na ALLEGRO OF KORS.





4 komentarze:

  1. ojeju co robisz, że masz takie śliczne nóżki? już nie mówiąc, że cała jesteś (wiesz, jak kocham Twoje włosy <3)

    xx

    OdpowiedzUsuń
  2. oj tam, niemożliwe, żebyś ciągle pisała tak samo, bo się zmieniasz jak każdy. z resztą to też chyba od humoru zależy. tyryrytyty, coma <3

    OdpowiedzUsuń