czwartek, 27 grudnia 2012

sweet nothing











czekam aż tata sprawi mi akumulatorki do aparatu, obiecane. póki co kamerka lub mega stare zdjęcia. mam toster w domu, cieszę się bardzo. jestem strasznie zmęczona, nie wiem czy dzisiejszym dniem, czy psychicznie, czy wszystkim. jestem bardzo zmęczona. bardzo. strasznie.





niedziela, 16 grudnia 2012

nigdy więcej







w sumie to siedze w domu, raz na jakiś czas wychylając się, ale jest to z reguły podejście na przystanek, żeby przemieścić się w jakieś inne ciepłe miejsce. nie lubie świąt. chyba nawet bardzo, a to przykre, że większość wokół mnie sra żarem do świąt. przynajmniej będę miała czas na poczytanie książek. mam nadzieję. coś mnie wyżera od środka, przypomina mi o sobie. coś jeszcze. ale chwilowo zapomniałam.
nie wiem. serio nie wiem. mam ochote coś zrobić, coś drastycznego, byleby zmieniło bieg wydarzeń. mam ochote się zamknąć w sobie, odciąć. mam ochotę uciec daleko. po raz kolejny gniję w zazdrości. jak kompost, a kompost śmierdzi. mam ochotę się zrzygać wszystkim na twarz. może nie wszystkim, ale zdecydowanej większości napewno.

znalazłam troche czasu na książki, ale uciekł mi czas na gitarę. znowu błędne koło. jeszcze nauka, momentami zastanawiam się czy nie pójść do zawodówki czy technikum, pomimo że podostawałabym się do liceum. tak po prostu pójść. żeby w końcu mieć spokój, albo żeby mi go jeszcze więcej nie zabrano.
ale mam ochote na rapsy, jakieś nowe horyzonty tworzę.


sobota, 8 grudnia 2012

gehto gospel




przyszła zima. przyszedł śnieg. przyszły mikołajki, rajstopy i stos słodyczy. przyszedł płacz. po tak długim czasie. nie wiem czy jest lepiej. ale trzymam aparat w rączkach częściej, nawet na to nie zwróciłam uwagi. okropnie się czuję. dawno się tak nie czułam. chce mi sie rzygać od słodyczy i boli mnie wszystko, gdzie jest kurwa ta super pyszna herbatka i ciasteczka średnio słodkie o których kurwa wszędzie pełno, i że z książką pod kocem  i że tak kurwa pięknie romantycznie przytulnie. nie kurwa, siedze na pierdolonym krześle, i przekleństwa lecą jak pociski. ale kupiłam lampki, jak co roku, lampki są super, świecą właśnie nade mną. no i nie mam złych książek, eh jednak zbyt wiele szczęścia żeby pozorować samobójstwo. i pisze prawie jak kiedyś. prawie. nigdy nie bedzie jak kiedyś. united united united we stand, united we never shall fall. tak cudownie będzie jak pod choinke mi się trafi ta koszulka daaaamnnnn yt.

poza tym "Dogma", film który podnosi na duchu. a "Freedom Writers" bardzo dobre i akuatlne, seeeeerio polecam gorąco jak gorące warzywka z pieca


bo święta. i nie ma zmiłuj, chociaż to jest piękne akurat.

to również


niedziela, 2 grudnia 2012

ostrość na nieskończoność




mój kochany imprezowicz, który zapomniał biletu, w scenerii matmy


w piątek coma była, pozytywnie bardzo bardzo i dzień też pozytywny. koncert może nie idealny, ale cieszę się, że poszłam. poza tym nie mam na nic czasu, nawet na czytanie książki, naprawdę. nie mam sił na naukę, nie mam prawie na nic, tym bardziej na ćwiczenia. ale wyczaiłam co zrobić z bateriami do aparatu, może coś ciekawego z tego wyniknie. no i oczywiście jest grudzień, kończymy lekcje wraz z zachodem słońca. póki co mam się dobrze, jedyne co mnie ciutke martwi to sylwester i najbliższe zebranie, ale who cares? jasne jasne cfaniaczku. poza tym jest prawie dobrze. bo nigdy nie będzie dobrze. bo zawsze coś z tyłu głowy mi mówi, że coś złego czai się za rogiem, że zapomniałam o jakimś przykrym szczególe. nie wiem za dużo myśli zaprząta moją głowę, aż huczą. i nie piszę tak jak zwykle. tak mnie ciut zmartwiło to

btw. bardzo mocno polecam "Atlas chmur", 3 godziny siedzenia na dupie, ale warto ryyyyli!

oraz że idą święta i inne pierdoły zapraszam, ja biedak, któremu wiecznie się hajs nie zgadza, na ALLEGRO OF KORS.