co najmniej raz w życiu nadchodzi taki moment, w którym bez względu na to, którą opcję wybierzesz i co zrobisz - i tak to zjebiesz. po prostu coś musi się zmienić. możliwe że na gorsze. bardzo. konsekwencje. brzmi obrzydle. bardzo. tylko co możesz zrobić, żeby było lepiej? raczej nic. nic wielkiego.
i wtedy właśnie słucha się duużej ilości przecudownie dołująco-chillujący piosenek, nie dotyka się aparatu. tylko gitary, ale brak stroika, daje się we znaki.
+ parę rozkmin, które niszczą psychikę, jedzenie którego nie powinnam jeść, kawa herbata zielona herbata (ograniczam kawę tak), lektura i normalna książka i dylemat życia, którą pierwszą skończyć czytać...